Franiu, Oluś, Tosia i Feluś

#wielodzietnitakmają – to taki popularny hasztag na Instagramie. No to jak mają? Na pewno nudy nie mają ;)

 

 

Niedawno miałam przyjemność odwiedzić taką fajną wielodzietną rodzinkę i chciałabym Wam pokazać, że domowa sesja to świetny pomysł i wyjątkowa pamiątka. Jak taka sesja wygląda? Jak się do niej przygotować? Jakie są plusy a jakie minusy?

 

  • sesja w domu daje Wam (a przede wszystkim dzieciom) dużą dawkę luzu. Jesteście u siebie. Nigdzie nie musicie wychodzić. Niczego nie zapomnicie zabrać. Wszystko jest pod ręką. Dla dzieci obce miejsca wiążą się z jakąś dawką stresu, w domu znają każdy kąt – to niewątpliwie duże plusy.

 

  • nie ukrywam, że trochę posprzątać trzeba – to może być mały minus ;) ale bez przesady – nie sprawdzam czystości parapetów ani nie oglądam Waszych luster z odbitymi małymi paluszkami! Klocki na podłodze też nie przeszkadzają, a nawet dodają uroku – bo to Wasz czas, taki etap Waszej rodziny.

 

  • dzieci rosną bardzo szybko, ale i Wasz dom się zmienia – warto go zapamiętać na każdym etapie, będzie co wspominać  za kilka lat w długie zimowe wieczory :)

 

  • przed każdą sesją, czy to plenerową, czy przed spotkaniem w domu podpowiadam Wam jak się ubrać – bo wiadomo, emocje i Wasze relacje są najważniejsze, ale i ubiór gra niemałą rolę w końcowym efekcie zdjęć. Nie narzucam stylu, nie mówię jak musi być – doradzam i daję wskazówki co dobrze wygląda, a co niekoniecznie się sprawdzi. Najważniejsze jest to, żebyście czuli się swobodnie i na siłę nie wciskali się w coś co do Was nie pasuje.

 

  • idąc na spotkanie z Wami nie mam w głowie ułożonych kadrów, ani szczególnych wyobrażeń na temat tego jak będzie przebiegała sesja – każda rodzina jest inna, w każdym domu znajduję jakieś detale opisujące tylko Waszą historię. Tak samo dzieci – każde jest inne, więc nie nastawiam się, że zawsze zostanę przywitana z uśmiechem na twarzy, bo niektóre potrzebują dłuższej chwili żeby się oswoić. Ale z doświadczenia wiem, że u siebie w domu nawet nieśmiałe dzieci bardzo szybko przechodzą z lekkiego zawstydzenia do niekończących się opowieści o ulubionych zabawkach, książeczkach czy pokazywaniu mi swojego pokoju czy też sypialni rodziców ;)

 

To jak? Przekonałam Was, że WARTO?

 

Zobaczcie jak to było u Eli, Filipa, Frania, Olka, Tosi, Felusia i Yoshiego (rudego Shiba Inu, który to dzieci ponoć nie lubi, ale jak go karmią smaczkami to zmienia zdanie ;)

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *